wtorek, 6 marca 2012

Klęczałam przed tobą,ślepo wpatrzona w twoje szklące się oczy.Widziałam w nich strach,jaki nigdy dotąd nie było dane mi zobaczyć.Po twoich policzkach co chwilę spływały pojedyncze łzy,szybkim ruchem ręki ścierałeś je i zaciskając mocno zęby,klnąłeś coś pod nosem.Delikatnie chwyciłam twoją prawą dłoń i przysunęłam ją do swojej klatki piersiowej.Moje serce biło w szalonym  tempie,nie do powstrzymania.
-Czujesz?-szepnęłam,wtulając głowę w twoje ramiona.Rzuciłeś mi smutne spojrzenie.-To serce bije dla ciebie,tylko dla ciebie.
Oparłeś czoło o moje barki i wziąłeś głęboki oddech.-Damy radę kocie,zobaczysz.-szepnęłam,sama w to dokońca nie wierząc.
-To wszystko jest bez sensu..-powiedziałeś pół szeptem.Twój głos był zachrypnięty od płaczu.
-Pieprzysz głupoty.-warknęłam,odsuwając się od ciebie.Ujęłam twoją twarz w obie dłonie i głęboko spojrzałam ci w oczy.Płakałam,emocje były zbyt silne.Płakałam cicho,wiedziałam,że muszę być silna,że muszę być silna dla ciebie,dla siebie,dla nas.Czekał nas trudny czas,który pokazałby,czy jesteśmy gotowi na prawdziwą miłość,która nie opiera się tylko na słodkich słówkach,prezencikach,czy chodzeniu za rączkę.Prawdziwa miłość to pokonywanie lęków,trudności,bólu.Umiejętność przetrwania najgorszych chwil,najgorszych słów,łez,krzyków.Umiejętność bycia razem zawsze i na zawsze.W gorącu i w chłodzie,na pustyni i na dnie oceanu,razem.Kochałam cię najbardziej na świecie,nie wyobrażałam sobie życia bez ciebie,dlatego nie mogłam się poddać,po prostu nie mogłam ..
Czule musnęłam twoje spierzchnięte wargi,potem policzki,czoło,nos i brodę.Otarłam ostatnie łzy i jeszcze raz się w ciebie wtuliłam.Czułeś się pewniej,wiedząc,że jest obok ciebie ktoś,dla kogo zawsze będziesz najważniejszy,ktoś,kto zawsze będzie przy tobie,mimo wszystko.
-Kocham cię.-szepnęłam ci do ucha,bawiąc się kosmykami twoich włosów.-Najbardziej na świecie,wiesz?
Wziąłeś głęboki oddech,po czym wypuściłeś go jakby z ulgą.Objąłeś mnie ramionami,usadziłeś na swoich kolanach i wtuliłeś się we mnie.
-Przepraszam,przepraszam cię za wszystko.-mruknąłeś, łącząc nasze dłonie.W odpowiedzi ucałowałam twoje czoło.
Tkwiliśmy tak przez kilka kolejnych godzin,pochłonięci przez tysiące emocji,razem.Rozmawialiśmy o wszystkim.O tym,co się stało,co się jeszcze wydarzy.O naszych wspomnieniach i o współnej przyszłości.Od czasu do czasu na twojej twarzy pojawiał się cichy uśmiech,było to samo w sobie dla mnie najpiękniejszym zwycięstwem.Chciałam by czas się zatrzymał,byśmy tak trwali.
Kolejne dni mijały szybko,za szybko,ale były piękne.Nadrobilśmy wszystko to co,co w ostatnim czasie zaniedbaliśmy.Cieszyliśmy się każdym dniem,każdą godziną,minutą,sekundą jak nigdy dotąd.Uśmiechałeś się,śmiałeś się,byłeś szczęśliwy,to mnie radowało najbardziej.Dzięki tobie uwierzyłam,że wszystko nam się uda,uwierzyłam być może za wcześnie..
Któregoś wieczora wpadłeś do mojego pokoju,cały roztrzęsiony,znowu płakałeś.Zacząłeś nerwowo krązyć po dywanie,co chwila z twoich ust wydobywały się siarczyste przekleństwa.
-Mam tego dość,słyszysz!?-krzyknąłeś,łapiąc mnie za ramiona i mocno mną potrząsając.
-Co się dzieje?-szepnęłam niepewnie.Byłeś wściekły,nieprzewidywalny,krzyczałeś,płakałeś.Miałam mętlk w głowie.Gdy ujrzałeś w moich oczach strach i zobaczyłeś,że sprawiasz mi ból,puściłeś moje ramiona,zostawiąc na nich czerowne ślady.
-Przepraszam.-rzuciłeś smętnie,po czym opadłeś wyzbyty wszelkich sił na fotel.Twarz ukryłeś w dłoniach.
-Co się dzieje?-powtórzyłam,siadając obok ciebie.
-Uwierzyłem ci.-warknąłeś,jakby z wyrzutem.Spoglądałam na ciebie,całkiem zdezorientowana.-Byłem dziś u lekarza,wiesz?
-Czemu mi nie powiedziałeś,poszłabym z tobą..-mruknęłam.Było mi przykro,obiecałeś,że będziemy wszystko robić razem,że przetrwamy to razem.
-Wiesz co powiedział?-byłeś głuchy na moje odpowiedzi.-Powiedział,że mam coraz mniejsze szanse,bo leki nie działają tak,jak powinny.Mój organizm nie chce ich przyswajać i ja ..-zawahałeś się.-I ja umieram,rozumiesz?Umieram,kurwa!-w jednej chwili zerwałeś się z fotela i wybiegłeś z pokoju,trzaskając drzwami.Pobiegłam za tobą,lecz zniknąłeś już gdzieś pomiędzy ciemnościami ulic.
Przez kolejne dni nie miałam z tobą żadnego kontaktu.Dzwoniłam,przychodziłam pod dom,nic.Nie było cię w szkole,w domu,nie odbierałeś telefonu,byłeś nieosiągalny.Martwiłam się coraz bardziej.Nieprzespane,przepłakane noce stały się moją codziennością.W głowie ciągle siedziały mi twoje ostatnie słowa,wykrzyczane w gniewie,wykrzyczane we łzach.."Umieram,rozumiesz?...Umieram,kurwa!"

1 komentarz: